Pierwsze trzy miesiące mojej ciąży



Dobry wieczór!

Dzisiaj przychodzę do Was z postem o macierzyństwie (jak co tydzień) dotyczącym pierwszych czterech miesięcy ciąży. Teraz jestem już prawie w 20 tc ( kiedy to zleciało?!) i o tym, że ta ciąża różni się zdecydowanie od poprzedniej przeżyciami pisałam już wcześniej. Teraz chciałabym skupić się bardziej na aspektach czysto fizycznych i dlaczego tak długo ukrywałam swój błogosławiony stan.

Niestrawność towarzyszyła mi do czwartego miesiąca. Nie ograniczała się do porannych mdłości, a trzymało mnie tak cały dzień. Było to uciążliwe gdyż jak wiecie prowadzę bardzo intensywny tryb życia. Nie ma u mnie szans- nawet na chwilę przespać się za dnia, a nawet położyć i nic nie robić. Zasadniczo uwielbiam to i absolutnie się nie żalę! Z racji, iż niestrawności były spore nie ukrywałam tego faktu, że często mi niedobrze bywa ( wiem, że są tu osoby zarówno z instastory). Muszę przyznać, że przez cały ten czas dostałam tylko trzy wiadomości na ilość osób, które regularnie przeglądają stories, czy oby w ciąży nie jestem. Mało, ale tak- nie byłam gotowa o mówić wówczas, że w ciąży jestem. Fakt, zachcianki miałam i mam nadal zupełnie inne niż gdy w brzuszku był Mieszko. Owoce, nabiał, nasiona, soki i -... pierogi pod każdą postacią. To do dziś sprawia, że ślinka mi cieknie, a zwłaszcza te z truskawkami, śmietaną i dużą ilością wanilinowego cukru! Pamiętacie zapewne że potrafiłam zjeść za jednym razem ich z 20. O zgrozo! Zasadniczo zawsze jadłam dużo choć mało kto wierzy w to. Jednakże przez fakt, iż te produkty wyjątkowo sobie ukochałam w głowie świtało mi, że może w brzuszku jest dziewczynka. Jakby to było wytyczną oczywiście... Choć specjalnie nie wierzę w takie rzeczy przewidujące płeć to coś w głowie zadzwoniło. Na widok mięsa miałam ataki wymiotów to potęgi entej i do dziś nie smakuje mi ono jakoś specjalnie. Okres grilla lekko odczarował tę awersję jednak bez szału.
Pamiętam jak kleiłam z Madzią pierogi z mięsem - do dziś ich nie próbowałam...

Niestety z racji, iż zarówno psychicznie jak i fizycznie nie czułam się za dobrze pojawiła się u mnie także opryszczka... Całe szczęście tylko na ustach jednak każda przyszła mama wie jak to 'cholerstwo' potrafi spędzić sen z powiek. Pierwszy raz -gdy tylko dowiedziałam się o ciąży. Drugi raz około dwa miesiące temu i został mi przepisany lek, który przez parę dni musiałam przyjmować. Zasadniczo stronię od zbędnych medykamentów, ale cel i efekt ich zażycia musi przewyższać potencjalne skutki jakie mogą wyniknąc aniżeli tego nie przyjęłoby się.
Jesli chodzi o kwestie wagi to nie przytyłam do tej pory nic choć Dzidzia jak na ten czas jest naprawdę duża.

Chciałabym jeszcze na koniec poruszyć ważną kwestię - jestem migrenowcem. Bóle głowy potrafią doprowadzić do szału, a gdy połączone są ze światłowstrętem i wymiotami skutecznie wyłączają z życia nawet na parę dni. Migrenowcy łączmy się!
Nie jestem w stanie przejść przez ból bez tabletki. Przerabiałam już różne rzeczy, teorie i metody łącznie z przeczekaniem aż boleć przestanie. Wytrzymywałam tak dwa dni i dwie noce w bezustannym przeświadczeniu, iż głowa mi pęknie. Inercja, zgorzkniałość sięgająca zenitu, a finalnie i tak tabletkę brałam. Przeczekanie na mnie nie działa...
Akurat w ciąży takie napady mam niezwykle rzadko i całe szczęście ograniczają się "tylko" do bólu głowy. Z Mieszkiem także naliczyłam ich zaledwie parę.
Jeśli ktoś ma taką taktykę, że bez tabletki jest mu lepiej i samoistnie przechodzi - bądź pozdrowiona! -chwała! -i gloria temu!
U mnie tak nie jest i lekarz, który nie podchodzi holistycznie do pacjentki i zakazuje CZEGOKOLWIEK na ból głowy brać ( a pakuje inne potencjalnie gorsze świństwo w nią, tudzież ona sama zdrowy tryb życia stawia na dalszy plan, albo co gorsza- przyjmuje preparat dla ciężarnych np. z dha z toksycznych ryb, bo być może o tym nawet nie wie, a to niestety fakt - to to jest znacznie bardziej degradacyjne!!!) powinien wzbudzić od razu podejrzenia.
Dlaczego o tym wspominam - parę miesięcy temu pisałam z koleżanką, której to koleżanka miewa również migreny i akurat nie wiem jak ona z bólem sobie radzi, ale padły z ust lekarza takie słowa "absolutnie niczego na ból głowy nie brać"... i tak jak wspominałam - przejdzie jej - super! U mnie wyglądałoby to tak, że meczyłabym się z rozsadzaniem głowy daj Boże dwa dni bez przerwy, a i tak by nie przeszło. Frustracja, rozgoryczenie i ogólny niedowład spowodowałyby nie tylko niezwykłą irytację we mnie, ale taki emocjonalny jak i fizyczny stan z pewnością dla dziecka dobry nie jest!
Czy uważam, że można wziąć tabletkę na ból głowy gdy nie jesteśmy sobie w stanie inaczej pomóc z bólem głowy? Tak, uważam, że tak! Ponadto to nie tylko moja opinia, a każdy szanujący się ekspert potwierdzi to, że większe szkody wyrzadzi wielodniowe cierpienie ciężarnej z 'całym dobrodziejstwem inwentarza', że tak to nazwę aniżeli tabletka po której wszystko wróci do normy. Jakoby w kompetencje tegoż lekarza wchodzić nie chcę ( choć do wszysktich podchodzę z ograniczonym zaufaniem muszę przyznać) to JEŚLI MA on od pacjentki takie informacje, że ból jej SAMOISTNIE MIJA - jest to zrozumiałe i ma to sens! Jeśli wygłasza takie teorie nie mając wystarczających wiadomości, a dodatkowo na przykład poleca jakikolwiek preparat dla ciężarnych, które musi brać non stop nie wgłębiając się w pochodzenie składników- to dla mnie hipokryzja sięga zenitu. Jest jeszcze inny aspekt- nie tylko jedna strona myśleć powinna...🙄

IRONIZUJĘ TERAZ- naprawdę lepiej parę dni i nocy w meczarniach i bólu ( pisze o mojej intensywności bólu głowy) katować się i słaniać niż wziąć tabletkę... tak - to iście lepsze i zdecydowanie lepiej działa na ciążę i ogólny jej rozwój ... 🙄

A jak Wy czułyście się w ciąży?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz