Ciąża, a śmierć bliskiej osoby.

Ciąża a śmierć bliskiej osoby . Ciąża podczas żałoby . Śmierć w rodzinie a ciąża


Chciałabym podzielić się z Wami moimi odczuciami, dość osobistymi i intymnymi. Nie znalazłam na ten temat żadnego artykułu w Internecie, myślę więc, że jest to czas aby uzewnętrznić emocje skrywane nie tylko przeze mnie. Osób takich jest zapewne więcej. Temat ciężki, bardzo skrajny... Chciałabym tym postem otworzyć nową ciążową serię u mnie na blogu gdzie będę dzielić się swoimi doświadczeniami i przeżyciami na różnych płaszczyznach.

Dla wielu ludzi okres ciąży to wspaniały i szczęśliwy czas. Czasem jednak radość tę odbiera śmierć kogos bliskiego, czasem - zbiega się to w czasie - jak u mnie.


O tym, że jestem w ciąży dowiedziałam się około tydzień po śmierci bliskiej mi osoby. Dobrze, że byłam wówczas z moją kochaną Kuznką- pamiętam, jej pierwsze słowa gdy robiłam test - " ... suuuuper ..." -i miły błysk w oku oraz uśmiech na buzi... Do teraz nie jestem w stanie określić tego jak wyglądałaby moja reakcja w tamtej chwili gdybym była sama. W pierwszym momencie było mi łatwiej to przegryźć, a przecież bardzo chciałam dziecka... była radość, ale niepełna, nie czułam się jak osoba powołana aby swą euforię uzewnętrzniać albo nawet nadawać jej swój naturalny bieg. Jak mogłam w pełni cieszyć się z dziecka gdy pustka wypełniała jakże bliskie mi osoby i żal dotykał też mnie... Nie dawałam sobie na to przyzwolenia. Nie umiałam ...

Płakałam, płaczę i nijak tego zatrzymać. Najlepiej byłoby zamknąć wszystkie emocje na klucz, ale tak nie potrafię, a nawet i nie chcę.


Z szacunku, z relacji ...


Myśl o dziecku i odczucia temu dotyczące non stop przeplatają się z tymi zupełnie odwrotnymi.


Przez pierwsze trzy miesiące czułam jakbym była w zawieszeniu (nota bene nadal tak jest). Z jednej strony wiedziałam co się stało, z drugiej zaś myślałam, że śni mi się to wszystko. Skrajne emocje i brak afirmacji do zaistniałej sytuacji były większe niż radość z uprawnionej ciąży.

Negowałam to co się stało i nadal nie ma we mnie akceptacji realności śmierci! Tak bardzo brakuje dowcipnych odzywek, prozaicznych sytuacji czy gestów...


Dodatkowo odczuwanie cierpienia bliskich mi osób potegowało moją niemoc i bunt...

...


Ponadto mojego czteroletniego synka Mieszka (którego nie odsunęłam od pogrzebu czy tematu śmierci) ciekawią różne rzeczy tego dotyczące, a zdanie, które często wypowiada -" Wujek umarł i jest w niebie" wprawia mnie w swoiste psychiczne odrętwienie.

Konfrontacja z tym wszystkim jest dość trudna.


Choć nadal (fizycznie) nie czuję się zupełnie dobrze to przy tym wszystkim tylko problem niestrawności czy wyczerpania byłby marzeniem. Przebłyski euforii i radości szybko gasną chociaż przez to, że czuję serdeczność Rodziny i Przyjaciół są one coraz dłuższe. Jednak nie jest to czas spokoju, celebracji choć coraz tego więcej juz z perspektywy czasu.

Dużo piszemy z Kuzynką o tym wszystkim, popłakałam się gdy mi wyznała, że Wujek mówił jej jeszcze tak niedawno, iż żal jest mu mnie, że chcę mieć dziecko a nie wychodzi ( staraliśmy się z mężem 8 mc). "Cieszyłby się" - tak też mówi.

Wiem, że smutek nie jest w ciąży dobry, wiem też, że nie jestem w stanie od niego uciec...

Jest w głowie fakt, że noszę w sobie nowe życie. Jest od momentu gdy zrobiłyśmy z Asią test i na tyle ile jestem w stanie dbam o nie jednak niektórych spraw najzwyczajniej w świecie nie da się przeskoczyć. Założenie przeświecające, że zamartwianie w ciąży nie jest wskazane jest zrozumiałe choć nie ma tu racji bytu.

Nijak ma się czasem z rzeczywistością...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz